The fourth season of The Walking Dead, an American post-apocalyptic horror television series on AMC, premiered on October 13, 2013, and concluded on March 30, 2014, consisting of 16 episodes. [1] Developed for television by Frank Darabont, the series is based on the eponymous series of comic books by Robert Kirkman, Tony Moore, and Charlie Adlard. The final episode of The Walking Dead is a surprisingly bloodless affair, with casualties kept to a minimum. To the surprise of no one, Jules perishes almost immediately, and Luke soon follows when a leg amputation fails to save him. The biggest casualty in a mostly deathless The Walking Dead series finale, however, is Christian Serratos Timeline mimo universe. TWD: Season 1 Sneak Peak. TWD: The Making of The Walking Dead. Inside The Walking Dead (21 dílů) TWD: A Look at Season 6. TWD: The Journey So Far. TWD: The Walking Dead: Retrospective. TWD: Behind The Dead (100 Episodes Special) TWD: Walker World. Carl Grimes is the deuteragonist and a survivor of the outbreak in Image Comics' The Walking Dead. He is also the protagonist of the final issue. He is the son of Rick and Lori and the half-brother of Judith Grimes. He joined Shane Walsh with Lori to travel to Atlanta, for the refugee camp. As time goes on, Carl slowly becomes hardened, due to the severe loss of life of the loved ones around Ash Vs. Evil Dead (Neftlix) In The Walking Dead, hunting formerly human creatures of monstrous ability is an unquestionably taxing, devastating, and thankless task. For Ash Williams, it’s a My list of all the TV series episodes, movies, etc. of the The Walking Dead franchise. The Walking Dead (TV series) - Wikipedia The Walking Dead is an American post-apocalyptic horror television series developed by Frank Darabont for AMC that is based on the comic book series by Robert Kirkman, Tony Moore, and Charlie Adlard. I7K3C. Trzeci sezon serialu The Walking Dead już za nami. Ta ciesząca się dużym powodzeniem także w Polsce produkcja luźno opiera się na komiksie Roberta Kirkmana o identycznym tytule (wychodzi od 2003 roku). Z tej samej licencji skorzystało Telltale Games. Efektem jest tradycyjna w założeniach przygodówka – podzielona na pięć epizodów – wydana początkowo tylko w cyfrowej dystrybucji, jednak niedawno także na płytkach (PS3, Xbox 360). Decyzja o wydaniu na standardowych nośnikach nie powinna nikogo dziwić. The Walking Dead to po prostu zdecydowanie najlepsza gra w ośmioletniej historii studia pochodzenieZombie, czyli żywe trupy, w kulturze masowej zaistniały dobre kilka dekad temu. Jako ojca tej niezdrowej manii można chyba wskazać – i to bez większych kontrowersji – George’a A. Romero. To reżyser, który odpowiada za kultowy, przynajmniej w niektórych kręgach, horror o wiele mówiącym tytule „Noc żywych trupów”.Powolniaste zombiale znalazły swoje miejsce również w świecie gier. Nic w tym dziwnego, taka jest natura biznesu. Jeśli kasę na trupim motywie udało się zbić Japończykom z Capcom, to dlaczego nie miałoby się udać także innym? Stąd też, szczególnie w ostatnich kilku latach, istna lawina zombiaczych gierek. Wystarczy wspomnieć chociażby całkiem udane Dead Nation, Burn Zombie Burn czy – już niestety nie tak dobre – Zombie Driver oraz Zombie Apocalypse. Tak mocnej marki, jak właśnie Resident Evil, na razie nie udało się stworzyć. Pewne szanse ma natomiast Telltale Games – po części z powodu popularności serialu o takiej samej nazwie, ale bardziej jeszcze po prostu dlatego, że The Walking Dead to naprawdę jedna z lepszych gier ostatnich lat w swojej kategorii. Niby przygodówka, lecz bardziej adekwatne wydaje mi się przyporządkowanie jej do grupy „gier emocjonalnych”, czyli tam gdzie Heavy że przed odpaleniem TWD nastawiony byłem wyraźnie sceptyczne. A to przez wcześniejsze dokonania Telltale Games, np. serie Sam & Max czy niedawno Jurassic Park. Nie przekonały mnie one, nie przekonują nadal. Proste i zazwyczaj infantylne zagadki to – jak na mój gust – zwyczajnie za mało. Denerwowały szczególnie spadki animacji, co przy takich grach, o bardzo średniej przecież grafice, nie powinno mieć racji wszędzieCzas przejść do meritum. Walking Dead wciąga powoli. Wkręciłem się dopiero po mniej więcej godzinie gry. Wcielamy się w postać niejakiego Lee, czarnoskórego Amerykanina o niezbyt chwalebnej przeszłości (morderstwo na koncie). Trupia apokalipsa dopada go skutego kajdankami podczas przewozu radiowozem. Rzecz jasna, dochodzi do wypadku, wskutek którego zostaje uwolniony. Nieco później nasz bohater spotyka kilkuletnią, osamotnioną dziewczynkę Clementine, którą z dobrego serca „przygarnia” i obiecuje pomóc w odnalezieniu rodziców. Cała historia, podzielona na pięć rozdziałów (każdy na ok. 2 h gry), to ich wspólna wędrówka po rozpadającym się świecie. Więcej na temat fabuły pisać nie ma większego sensu, ponieważ to najważniejszy atut TWD. Zaznaczę tylko, że to jeden z najlepszych scenariuszy ostatnich lat – wyjątkowo dojrzały, z zaskakującymi zwrotami, także drastyczny. I żeby było jasne, to nie horror klasy B, ale raczej historia o zwykłych ludziach, którzy znaleźli się w ekstremalnej sytuacji. Zresztą, każdy kto oglądał serial powinien mniej więcej wiedzieć, czego się spodziewać. Jakichś bezpośrednich nawiązań nie ma, jednak klimat pozostaje TWD jest dobrze poprowadzona narracja, w iście serialowym stylu. Bez zastrzeżeń sprawuje się również kamera – nie ma z nią żadnych problemów. Esencją gry są wybory, nasze decyzje, np. odnośnie tego, czy pomóc napotkanej osobie. Jak się okazuje, mają one rzeczywisty wpływ na dalszy bieg historii. Pod tym względem dzieło Telltale wypada lepiej nawet od osławionego Heavy Rain Davida Cage’a. Całości dopełnia mroczna, niepokojąca ścieżka dźwiękowa, która robi mocniejsze wrażenie niż soundtrack rozkładuTeraz wady, a jest ich kilka i mogą odrzucać. Przede wszystkim – bardzo mocno ograniczona interakcja. Zagadki, o ile można je tak nazwać, są w gruncie rzeczy aż nazbyt prostackie. Pozostaje nam więc nieco pochodzić (niestety, brak jest opcji biegu), postrzelać czasem, wykonać trochę QTE i dokonać odpowiednich wyborów. Druga rzecz to grafika. Jest po prostu średnio. Niedoróbki maskuje na szczęście komiksowa (świetny pomysł) konwencja. Jako minus można także wskazać brak polskiej wersji językowej – bez co najmniej średniej znajomości angielskiego nie ma większego sensu zaczynać na sezon drugiPora na podsumowanie. Nie ma co ukrywać, że po The Walking Dead w pierwszej kolejności sięgnąć powinni fani serialu i osoby, które lubią dobrą fabułę. W swojej kategorii, czyli wśród przygodówek, choć raczej wspomnianych wcześniej „gier emocjonalnych”, to obecnie ścisła czołówka. Sam stawiam ją wyżej nawet niż Heavy Rain. Jeśli ktoś szuka szybkiej akcji – niech omija ją szerokim łukiem. A osobiście czekam już na, zapowiedziany przez Telltale, sezon drugi. PLUSY:– jedna z najlepszych fabuł w ostatniej dekadzie– realny wpływ wyborów na dalszy przebieg wydarzeń– klimatyczny soundtrackMINUSY:– za dużo „samograja”– średnia grafika– brak możliwości bieguOCENA: 8,5/10Autor: Mateusz Pietrzyk Po 12 latach. Zaktualizowano 3 kwietnia 2022 08:37 Opublikowano 3 kwietnia 2022 08:21 Zbliża się koniec pewnej ery, Jeśli kiedykolwiek planowaliście nadrobić serial Żywe trupy (The Walking Dead) to już wkrótce będzie ku temu idealna okazja. Twórcy wspomnianej produkcji oficjalnie ogłosili, że na planie finałowego odcinka 11. sezonu padł ostatni klaps. Oznacza to, że po 12 latach zakończono zdjęcia do tego wysoko ocenianego i niezwykle popularnego serialu od stacji AMC. 11 seasons, 12 years, 177 episodes, 1 amazing fan base. Thank you, #TWDFamily for joining us on this journey. — The Walking Dead on AMC (@WalkingDead_AMC) March 31, 2022 Dla przypomnienia, serial The Walking Dead rozpoczął się się w październiku 2010 roku, a podstawę do niego stanowi komiks Roberta Kirkmana o tym samym tytule. Produkcja ta opowiada losy grupki ludzi, którzy stawiają czoła nieumarłym w post-apokaliptycznym świecie. Emisja 11. sezonu wystartowała w sierpniu 2021 roku. Dokładnie dzisiaj debiutuje 16. epizod 11. sezonu, po którym nastąpi krótka przerwa. Serial powróci niedługo, aby zakończyć się ostatecznie na 24. odcinku 11. sezonu. Jak wspominają sami twórcy, sała historia Żywych trupów zostanie przedstawiona w 177 odcinkach. A wy, śledziecie tę historię na bieżąco? A może dopiero teraz planujecie seans? Na przestrzeni ostatnich lat dzieło Kirkmana i stacji AMC doczekało się kilku spin-offów, z których najpopularniejszy Fear the Walking Dead ma już siedem sezonów, a w przyszłości doczeka się ósmej serii. Za jakość i rzetelność powyższej treści ręczy Wojtini Jeśli twórcy "The Walking Dead" szykowali wzrost formy przed metą, to wybrali bardzo dobry moment. Powrót serialu zatarł ostatnie złe wrażenia i każe czekać na więcej. Spoilery. Też mieliście do tej pory poczucie, że choć finał "The Walking Dead" był z każdym odcinkiem 11. sezonu coraz bliżej, nijak nie znajdywało to odzwierciedlenia w fabule? Bo ja tak, przez co cała, w sumie nie najgorsza pierwsza część ostatniej serii nie za bardzo utkwiła mi w pamięci. Ot, kolejna odsłona tej samej historii, ani szczególnie lepsza, ani inna od poprzednich. Po serialu kończącym (w tej formie) swój 12-letni żywot oczekiwałem czegoś choć trochę bardziej wyjątkowego – chyba w końcu to dostałem. The Walking Dead sezon 11B – znów nowe otwarcie I nie mam bynajmniej na myśli fajerwerków, którymi całkiem dosłownie żegnaliśmy się z serialem przed przerwą, co było zwyczajnie głupie – nawet jak na "The Walking Dead". Dobrze więc, że w otwierającej drugą (z trzech) 8-odcinkowych odsłon tego sezonu godzinie szybko załatwiono sprawę, na dzień dobry serwując nam eksplodujące trupy z małym dodatkiem w postaci jednego Żniwiarza. Jeszcze lepiej, że nie była to główna atrakcja "Bez wyjścia", od razu ginąc w szybko nabierającej tempa akcji. Akcji, co warto podkreślić, dobrze skonstruowanej, w miarę sensownej i trzymającej w napięciu. "The Walking Dead" (Fot. AMC) A nie trzeba na pewno nikomu przypominać, że serial AMC miewał nieraz problemy z każdym z tych elementów. Ba, to ich brak sprawił, że jesienny finał wypadł nędznie, nie potrafiąc nadać swoim wydarzeniom odpowiedniej rangi. Tutaj nie dość, że błędy zostały w dużym stopniu naprawione, to jeszcze poszczególni bohaterowie mieli co robić, nie zabrakło zaskakujących twistów, a nawet szczypty niepewności, co będzie dalej. Naprawdę! Brzmi to wszystko jak serial, którym "The Walking Dead" nie było już od dłuższego czasu, a to o tyle niespodziewana wiadomość, że kompletnie nic jej nie zapowiadało. Wręcz przeciwnie, bo urwane poprzednio bez ładu i składu wątki wyglądały na zapychacze, które po powrocie zakończy się raz-dwa i przejdzie do istotniejszych spraw. Tymczasem zarówno atak na Meridian, jak i chaos w Alexandrii nabrały charakteru, a ten pierwszy okazał się dodatkowo istotniejszy, niż można było przypuszczać. The Walking Dead, czyli chaos, akcja i napięcie Przede wszystkim w oczy rzucało się to, co ostatnio twórcom zupełnie nie wyszło, czyli umiejętne skoordynowanie dwóch równoległych historii. Mimo że narracja wciąż przeskakiwała między jedną a drugą, zniknęło irytujące poczucie przerywania tej ważniejszej w nieodpowiednich momentach, które zastąpiło wzajemne nakręcanie się równie istotnych wydarzeń. "The Walking Dead" (Fot. AMC) Z jednej strony Alexandria walcząca z żywiołem, z drugiej Daryl (Norman Reedus) ze Żniwiarzem. Przeskok do uwięzionych dziewczynek, których scenom udało się nadać dramaturgię za pomocą świetnego wykonania (podwodne zdjęcia – klasa!). Chwila wytchnienia podczas rozmowy o wierze zakończonej ostrą deklaracją jednego z duchownych. A potem znów akcja przy okazji robiącego wrażenie starcia trzy na jeden w korytarzu i idealne zwieńczenie wszystkiego one-linerem Negana (Jeffrey Dean Morgan). I taką zabawę to ja rozumiem! Nie minęło nawet pół odcinka, a miałem wrażenie, jakby działo się więcej, niż w ośmiu poprzednich razem wziętych i kompletnie nie przeszkadzało mi, że efekty końcowe były łatwe do przewidzenia. Tempo, napięcie, realizacja – wszystko zagrało ze sobą na tyle dobrze, że nie przeszkadzały ani dziury w logice, ani dziwne przeskoki montażowe (czyżby na scenę wyciągania Aarona z piwnicy zabrakło pomysłu/sposobu?), ani poczucie, że oglądamy teraz coś, co powinniśmy zobaczyć już kilka miesięcy temu, gdyby ktoś wówczas nie uznał, że fajerwerki są fajniejsze. Ale mniejsza już o przeszłość, zwłaszcza że resztki pamięci o niej wyparowały, gdy przyszedł czas na kulminację całego wątku Żniwiarzy z Maggie (Lauren Cohan) w roli głównej. O ile z powodu zwykłej sympatii do bohaterki nie mogę powiedzieć, żebym był wielkim fanem ścieżki, jaką obrali dla niej twórcy, o tyle jeśli chodzi o jej ocenę, to ta musi być pozytywna. Mimo że od momentu jej powrotu do serialu trochę już minęło, w gruncie rzeczy dopiero teraz w jasny sposób przedstawiono jej motywację i trzeba przyznać, że ta jest całkiem przekonująca. "The Walking Dead" (Fot. AMC) Nie chodzi bowiem ani o Negana, ani o ochronę syna i swoich ludzi – przynajmniej nie całkiem. Decydującym czynnikiem w jej przypadku wydaje się po prostu krzywda i potrzeba jej wyrównania. Nie zemsta, bo ochotę na nią Maggie potrafi opanować, może nawet się jej pozbyć, czego dowodzi współpraca z zabójcą męża. Niemożliwe staje się dopiero odsunięcie od siebie przekonania, że za wyrządzoną krzywdę trzeba sprawiedliwie odpłacić. Przykłady dostawaliśmy na każdym kroku. Od sprzeczek z Neganem – dawno już nie słyszałem w "The Walking Dead" równie dobrych i znaczących dialogów – do tych znacznie bardziej dosłownych. Elijah (Okea Eme-Akwari) stracił siostrę, więc jej zabójca musi zginąć. Żniwiarze mordowali, więc sami muszą umrzeć. Kompromis, a nawet zwykła przyzwoitość przestały mieć dla Maggie znaczenie, bo wycierpiała tyle, że nie widzi w nich opcji. Tą jest tylko wyrównanie długów, nieważne jak długo trzeba na nie czekać, z czego doskonale zdaje sobie sprawę Negan. The Walking Dead szykuje grunt pod zakończenie? Negan, w którym Maggie mogła się przejrzeć jak w lustrze. Ten był już bowiem na jej miejscu – tak samo jak ona wyrównywał krzywdy, przy czym kierowało nim identyczne poczucie wymierzania sprawiedliwości. Oczywiście z dodatkiem szalonego stylu, jakiego Maggie nie ma, ale co tylko potwierdza, jak świetną robotę wykonuje tu Jeffrey Dean Morgan, bezwzględnie najmocniejszy aktorski punkt serialu. "The Walking Dead" (Fot. AMC) Dzięki niemu nie tylko byliśmy w stanie uwierzyć w przemianę Negana, ale też w jego decyzję o odejściu. W końcu kto jak nie on wie najlepiej, że tak głęboko zakorzenionego poczucia nie załatwi się obietnicą czy odkupieniem win? Można co najwyżej długim i bolesnym procesem, którego efekty nie są jednak pewne, no i do którego Maggie, w przeciwieństwie do Negana, nikt nie zmusi. Czyżby zatem rozwiązanie było tylko jedno, a serial wyklarował nam właśnie swój ostatni akt? Wbrew pozorom, sprawa nie jest jednak tak oczywista. Jasne, Maggie ma wszystko, żeby zostać niejednoznacznym czarnym charakterem, np. w towarzystwie równie zdewastowanego psychicznie Aarona (Ross Marquand), a rzucony na koniec 9. odcinka cliffhanger wydaje się to potwierdzać. Należy jednak wziąć pod uwagę dodatkowe czynniki, które tu pojawiły się na razie tylko w osobach wyjątkowo niepasującego do otoczenia Lance'a (Josh Hamilton) i oddziału szturmowców, ale lada moment przybiorą kształt całej, niewzbudzającej chyba niczyjego zaufania Wspólnoty. Możliwości jest zatem sporo i trudno w stu procentach przewidzieć, która zostanie wybrana, za co twórcom, zwłaszcza na tym etapie serialu, należy się uznanie. "The Walking Dead" (Fot. AMC) Ale nie tylko za to, bo interesujących punktów zaczepienia dostaliśmy więcej. Był Gabriel (Seth Gilliam) i jego już nie tyle kryzys wiary, co jej całkowite odrzucenie. Był Daryl, stawiany w kontraście do Maggie jako zwolennik kompromisu (jak Rick przy konflikcie ze Zbawcami, czyż nie?). Były odejścia Negana i Leah (Lynn Collins), które nie wyglądały na pożegnania z tymi postaciami. Był wreszcie kolejny spory przeskok czasowy, pozostawiający za sobą wymagające uzupełnienia luki, co się zresztą rozpocznie już w kolejnym, zupełnie innym od premierowego i właściwie od każdego poprzedniego, ale równie dobrym odcinku. Czy to wszystko oznacza, że "The Walking Dead" znalazło się wreszcie na właściwych torach, którymi gładko dojedzie do zakończenia? Takiego twierdzenia nie zaryzykuję, wiedząc, że do finiszu jeszcze piętnaście odcinków, podczas których mnóstwo spraw może pójść nie tak, a nawet jedna fatalna decyzja wystarczy, żeby przekreślić wszystkie dobre. Mogę jednak powiedzieć, że serialowi udało się mnie znów zainteresować – nie przelotnie, za sprawą cliffhangera czy innej taniej sztuczki, lecz dzięki intrygującej historii i złożonym postaciom. To znacznie więcej niż zakładałem przed startem sezonu. Dobrze byłoby teraz tego nie zmarnować. The Walking Dead – nowe odcinki w poniedziałki na FOX Trzecia część 10. sezonu serialu to nie pora i miejsce na eksperymenty, więc w dodatkowych odcinkach "The Walking Dead" ich nie uświadczycie. Czy w takim razie jest co oglądać? Spoilery. Po dziesięciu latach emisji trudno nazwać dzisiaj "The Walking Dead" serialem, który wytycza nowe ścieżki. A jednak, patrząc na cuda, jakie wyczyniają twórcy w kwestii emisji kolejnych odcinków, można dojść do wniosku, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. W końcu jesienią mieliśmy już pojedynczy finał, który nie był finałem, a teraz nadeszła pora na wstęp do nowego sezonu, który będzie jednocześnie formalnym zakończeniem odsłony poprzedniej. No kto inny może się czymś takim pochwalić? The Walking Dead powraca z sezonem 10C Akrobatyka z liczbą odcinków i datami premier to oczywiście wynik pandemii, która uniemożliwiła pracę w normalnym trybie, każąc twórcom kombinować. Efektem tego jest właśnie tzw. sezon 10C, stanowiący swego rodzaju pomost między zakończoną przed kilkoma miesiącami sagą Szeptaczy, a już zapowiedzianą finałową odsłoną serii. Sześć dodatkowych odcinków można więc potraktować jako coś pomiędzy typowym zapychaczem, a bonusem dla zniecierpliwionych dla fanów – cieszycie się? Ja niekoniecznie, bo żadna z tych wersji nie brzmi szczególnie ekscytująco, co zresztą potwierdziły pierwsze z nowych odcinków (oprócz "Home Sweet Home" widziałem także kolejny – "Find Me"), które wyglądają, jakby upchano w nich wszystko, co nie zmieści się gdzie indziej. Co w tym wypadku oznacza głównie jednostkowe historie, bo każdy odcinek ma się skupiać na kimś innym, dając twórcom przestrzeń do rozwoju postaci, a widzom czas na chwilę wytchnienia między jednym zagrożeniem a drugim. Plan wcale niegłupi, ale w warunkach "The Walking Dead" chyba niezbyt realistyczny. Pierwsze problemy widać bowiem już w "premierze", poświęconej powracającej do serialu po przerwie Maggie (Lauren Cohan). Bardzo słusznie, bo mowa przecież o jednej z najważniejszych postaci, która poprzednio ledwie nam mignęła. Jej pojawienie się, choć spodziewane, absolutnie zasługiwało na szersze ogranie. Czy takie dostaliśmy? The Walking Dead skupia się na powrocie Maggie Z jednej strony niekoniecznie, bo zwłaszcza ci liczący na dowiedzenie się, co działo się ostatnio z Maggie, mogą poczuć się rozczarowani spłyceniem wydarzeń do paru zdań i mglistych niedopowiedzeń. Z drugiej jednak nie można przesadnie narzekać, szczególnie na towarzyszące temu powrotowi emocje. W tej warstwie nieźle zadziałało przecież choćby spotkanie Maggie z Darylem (Norman Reedus), bo między parą serialowych weteranów była naturalność, jakiej w "The Walking Dead" nie spotyka się za często. Nawet jeśli w rozmowie próżno szukać konkretów, sama świadomość, że para dobrych przyjaciół po prostu cieszy się na swój widok, była tu wystarczająca. A skoro już o niewypowiedzianych emocjach mowa – jeszcze więcej dostarczyła ich chłodna wymiana spojrzeń Maggie z Neganem (Jeffrey Dean Morgan), zapowiadająca oczywisty i z dawna przeciągany konflikt tej dwójki. Dodanie do równania także małego Hershela (Kien Michael Spiller), niemającego pojęcia o zabójcy ojca, tylko podkręca już napiętą sytuację, więc mam nadzieję, że twórcy tego potencjału nie zmarnują. Zderzenie dwóch wyrazistych postaci może spokojnie zapewnić atrakcji na minimum kilka odcinków, ale za dobrze znam "The Walking Dead", by bez obaw czekać na to, jak się ta sytuacja rozwiąże. Tym bardziej, że poczekać pewnie trochę przyjdzie, bo sądząc zarówno po kolejnym odcinku, jak i opisach pozostałych, raczej nieprędko do tematu wrócimy. Oczywiście, nie jest to nic nowego, bo twórcy przyzwyczaili do narracji porzucającej wątki nieraz na dłuższy czas, co jednak w przypadku tego "sezonu" może okazać się wyjątkowo uciążliwe. Wszystko dlatego, że o ile wspomniane wyżej skupianie się na bohaterach zadziałało przyzwoicie w kwestii Maggie, bo dawno jej nie widzieliśmy, o tyle niekoniecznie musi się sprawdzić przy reszcie postaci. A mówiąc inaczej, mam poważne wątpliwości, czy twórcy zwyczajnie będą mieli na ich temat coś ciekawego do powiedzenia. The Walking Dead, czyli długi wstęp do finiszu Nie uprzedzajmy jednak faktów, zostając przy "Home Sweet Home". Jak napisałem, odcinek obronił się pod względem emocjonalnym, pozwalając zarówno bohaterom, jak i widzom nacieszyć się powrotem Maggie. Problem jednak w tym, że za długo ta radość nie trwała, bo twórcy szybko zaczęli sami sobie zaprzeczać. Miała być koncentracja uwagi na bohaterach, więc co robimy? Oczywiście wrzucamy zapowiedź kolejnej wrogiej grupy, tym razem niejakich Żniwiarzy. Na pewno będą równie fascynujący, co ich poprzednicy! Jasne, można powiedzieć, że gdyby nie pojawienie się tajemniczego przeciwnika, odcinek byłby w znacznym stopniu pozbawiony akcji. Ale czy to naprawdę taki problem? No nie, wręcz przeciwnie. Dopóki trzymaliśmy się w miarę spokojnego biegu wydarzeń, przerywanego zabiciem kilku zombiaków (i zbyt szybkim pozbawieniem otoczki tajemnicy pewnego zamaskowanego ninja), naprawdę dało się zauważyć, że "The Walking Dead" to nie tylko rozwałka na zmianę z nudnymi przemowami i można z tutejszych postaci wycisnąć trochę życia. Szkoda więc, że sami twórcy uważają najwyraźniej inaczej, napędzając serial przez stawianie bohaterów w obliczu zagrożenia nawet wtedy, gdy nie jest to konieczne. Takie podejście zaprezentowane już na samym początku sprawia niestety, że trudno mi sensownie uzasadnić powstanie tych dodatkowych sześciu odcinków. Angela Kang i reszta dostali pole do popisu, mając okazję nawet do podjęcia pewnego ryzyka, ale nie skorzystali z niego w najmniejszym stopniu, w zamian oferując widzom przydługi wstęp do właściwej historii w następnym sezonie. A przecież żeby trochę namieszać, nie trzeba było wcale wywracać do góry nogami całego świata. Wystarczyło spełnić obietnicę, rzeczywiście poświęcając czas rozwijaniu postaci. Cierpliwości na to wystarczyło jednak tylko na połowę odcinka, potem wróciły dawne przyzwyczajenia i schematy. Dokąd właściwie zmierza The Walking Dead? Może to się jeszcze zmieni, może kolejne odcinki zaskoczą, może pozostali bohaterowie doczekają się lepszego potraktowania. Może. Ale nadziei na to nie mam wielkich, bo już następne w kolejce "Find Me", w którym będziemy towarzyszyć Darylowi i Carol (Melissa McBride), pokazuje, że "The Walking Dead" nie uczy się na własnych błędach. Tam, gdzie prosi się o rozwinięcie, skraca się, przechodząc do ogranych motywów i wtórnej akcji. Tam, gdzie nie ma już absolutnie nic do dodania, przerabiamy jeszcze raz to samo. I tak w kółko, aż do… no właśnie, do czego? Napisałbym, że do końca, który wprawdzie wciąż jest odległy, ale przynajmniej majaczy na horyzoncie (ogłoszono, że ostatni sezon ma liczyć aż 24 odcinki), ale przecież to nieprawda. Pandemia może twórców opóźniła, jednak nie sądzę, by miała cokolwiek zmienić w ich planach, zatem i następny spin-off, i filmy, i kto wie, co jeszcze, na pewno są przed nami. Po drodze do nich nie spodziewałbym się natomiast żadnych zmian, próby nowego podejścia dostrzegając co najwyżej w zręcznym dopasowywaniu się twórców do aktualnych realiów. Jak widać po nowych odcinkach, kręcenie scen z hordami zombie w czasach pandemicznych nie wchodzi w grę, ale już problem dystansu dało się obejść, umieszczając większość akcji w plenerze czy umiejętnie aranżując sceny akcji. Czy to wystarczy, by uznać, że "The Walking Dead" zmierza w dobrym kierunku? Pewnie nie, ale też nie ma sensu się oszukiwać – końcówka liczącego dziesięć sezonów serialu to nie czas na rewolucję i eksperymenty. Kto miał przy nim zostać, ten już zostanie, bez względu na liczbę i jakość przejściowych odcinków, które w tym czasie zaserwują mu twórcy. Być może najrozsądniej będzie więc oczekiwać od nich dokładnie tego, do czego serial AMC przez lata przyzwyczaił, czyli trochę dobrego, trochę złego i dużo beznamiętnego pozbywania się bezimiennych postaci. The Walking Dead – nowe odcinki w poniedziałki na FOX Polska

the walking dead serial recenzja