Ale czy w tym roku 2021 możemy liczyć na normalne wakacje w Grecji? Grecki rząd ogłosił, że chce przyjmować turystów od połowy maja 2021 roku. Ale stawia warunki. Do Grecji prawdopodobnie będą mogły wjechać: osoby zaszczepione; ozdrowieńcy; osoby, które 72 h przed wjazdem do Grecji wykonają test na koronawirusa i uzyskają wynik
Mapa Grecji – mapa fizyczna. Grecja położona jest w Europie Południowej, nad Morzem Egejskim, Morzem Jońskim i Morzem Śródziemnym, pomiędzy Albanią i Turcją. Całkowita powierzchnia zajmuje 131.957 km 2, na którą składa się 130.647 km 2 lądu i 1310 km 2 wody. Zajmuje 97 miejsce na świecie pod względem powierzchni.
Lagan – rzeka w południowej Szwecji, o długości ok. 232 km, uchodząca do Laholmsbukten ( Kattegat) w Mellbystrand ( Halland ), ok. 15 km na południe od Halmstadu. Powierzchnia jej dorzecza, obejmującego południowo-zachodnią część prowincji historycznej Smalandia oraz południową część Hallandu, wynosi 6 451,8 km² [1] .
Twierdza w Karlsborg. Na liście opisującej najpiękniejsze zabytki w Szwecji nie mogło zabraknąć twierdzy w miejscowości Karlsborg. Jest ona uznawana za jedną z najpiękniejszych szwedzkich warowni. Zajmuje powierzchnię 13ha i zachwyca licznymi wieżyczkami oraz imponującą Bramą Gotycką.
Szwedzka wioska w Ukrainie. Po rosyjskiej inwazji niewiele z niej zostało - Podróże. Ponad 200 lat temu stworzyli w Ukrainie "kawałek" Szwecji. Po rosyjskiej inwazji została ich garstka. W połowie listopada Ukraińcy wyzwolili spod rosyjskiej okupacji wieś Gammalsvenskby — osadę zamieszkałą głównie przez rodziny o szwedzkim
Do dyspozycji gości. Hotel położony w małej, spokojnej miejscowości Panteleimonas z kameralnymi kawiarenkami i tawernami. Oddalony o ok. 3 km od centrum miejscowości Platamonas - z widokiem na masyw Olimpu, ok. 6 km od Leptokarii. Ok. 700 m od hotelu znajduje się przystanek komunikacji publicznej. Ok. 2 km od hotelu, na niewielkim
c0j0sD. Gabrysi i Adasia podróże, małe i duże, czyli rodzeństwo mieszkające w Bunkeflostrand na południu Szwecji i podróżujące ile tylko się da. Gabrysia rocznik 2012. Kocha konie, skakanie do basenu, jazdę na rowerze, wspinanie się, zwiedzanie złotych świątyń buddyjskich, jeść pizzę i sajgonki. Pierwszy raz poleciała samolotem w wieku 3 miesięcy, aby odwiedzić babcię i dziadka w Polsce. Jej pierwszą, prawdziwą podrożą za granicę była Kreta w 2013. Jej pierwszą podróżą poza Europe było Bali w 2014. Adaś, rocznik 2016, natychmiast ruszył w ślady starszej siostry. Pierwszy lot miał za sobą również w wieku 3 miesięcy (ferie zimowe w Polsce). Pierwszą europejską podrożą była Benalmadena w Hiszpanii wiosną 2017, a pierwsza podróż do Azji jesienią tego samego roku. Adaś świętował swoje pierwsze urodziny w Tajlandii, a drugie w Kambodży. Kocha wspinać się, biegać, skakać, jeździć na swojej niebieskiej hulajnodze, oglądać i przytulać zwierzęta, jeść naleśniki i lody. Daria, czyli blogująca mama. Urodzona i wychowana na Podkarpaciu. W dzieciństwie zwiedziła wraz z rodzicami kawałek Europy. Musi cały czas być w ruchu, dla niej weekend spędzony w domu to strata czasu. Kocha być aktywna, ale nie ma nic przeciwko okazjonalnemu leniuchowaniu z dobrą książką i lampką wina. Ulubione destynacje do tej pory to Tajlandia, Oman oraz Hiszpania. Tomasz – rodzinny fotograf. Urodzony w Szczecinie, ale większość życia spędził w Szwecji. Mieszkał również w Austrii, Danii, USA, Australii i Hiszpanii, gdzie poznał swoją żonę. Podróżuje sporo z pracą i unika bezruchu. Kocha biegi długodystansowe, zawsze czyta 3 książki na raz. Robi najlepsze naleśniki wg dzieci i najlepszą pizzę wg kolegów dzieci. Ulubione destynacje do tej pory to Austria, Gruzja i Hiszpania. Ponieważ mieszkamy pod Malmö, na południu Szwecji, na naszym blogu znajdziecie sporo postów o Skanii (regionie, w którym mieszkamy) oraz o południowej Szwecji. Obecnie niecierpliwie czekamy na koniec pandemii, abyśmy mogli powrócić do dalekich podroży. Kilka lat temu zakochaliśmy się w Azji Południowo-wschodniej i już nie możemy się doczekać, aby do niej powrócić! Nawet jeżeli ten blog jest o podróżujących dzieciach, nie uważamy, że nasze podróże są wyjątkowo dziecio-przyjazne. Zazwyczaj próbujemy doświadczać jak dużo tylko się da kultury i duszy danego kraju, a nie spędzać czas w hotelu w pobliżu klubu dla dzieci (brrrr…). Lubimy spacery i trekking, zwiedzamy świątynie, muzea, zamki, zoo, jemy lokalne jedzenie, nieraz kupowane na straganach ulicznych oraz relaksujemy się na plaży od czasu do czasu. Mamy nadzieje, że nasze posty zainspirują Was do zabrania rodziny w podróż i poszukiwaniu przygód!
Gamla stan to najstarsza część Sztokholmu. W przeszłości to właśnie ten obszar odpowiadał całemu miastu. Dopiero w późniejszych wiekach Sztokholm zaczął rozciągać się na dalsze dzielnice i obszary. Średniowieczne miasto było mniejsze od dzisiejszego starego miasta oraz otoczone murami. Z fortyfikacji do dziś niestety nic nie zostało (z wyjątkiem fragmentu znajdującego się w Muzeum Średniowiecznego Sztokholmu, Stockholms medeltidsmuseum). Nazwa Gamla stan (czyli po prostu stare miasto) jest stosunkowo młoda i pojawiła się prawdopodobnie na początku XX wieku. Wcześniej teren ten nazywany był staden mellan broarna, co oznaczało miasto pomiędzy mostami lub jeszcze wcześniej själva staden, czyli po prostu miasto. Gamla Stan zajmuje cały obszar wyspy Stadsholmen. Jako część starego miasta oficjalnie uznaje się również znajdujące się tu tuż obok wyspy Helgeandsholmen, Riddarholmen oraz Strömsborg, jednak gdy ktoś mówi o Gamla Stan to ma na myśli właśnie wyspę Stadsholmen. Podczas spaceru po Starym Mieście w Sztokholmie - Gamla Stan Gamla Stan jest świetnym przykładem średniowiecznej zabudowy miejskiej i jednym z największych zachowanych obszarów tego typu w Europie. Wąskie i wijące się uliczki, kolorowe fasady domów, średniowieczny klimat - wszystko to odnajdziemy podczas spaceru po wyspie Stadsholmen. Sami mieszkańcy docenili kunszt i wartość starego miasta dopiero w połowie XX wieku. Wcześniej obszar zaczął niszczeć i był zamieszkiwany przez biedotę. Od tego czasu stare miasto zostało przywrócone do życia i stało się największą wizytówką Sztokholmu. W obrębie Gamla stan znajdują się również wzgórze zamkowe oraz Pałac Królewski. Więcej: Pałac Królewski w Sztokholmie - informacje praktyczne. Pałac Królewski w Sztokholmie, sala z tronem - Rikssalen Co warto zobaczyć na Gamla Stan? Gamla Stan to klimatyczne uliczki, sklepy i restauracje. Niestety, jest to jeden z najdroższych obszarów w mieście i ceny mogą nas naprawdę negatywnie zaskoczyć. Na szczęście spacer po ulicach starego miasta jest darmowy. Stortorget Najstarszy plac w Sztokholmie. Znajduje się niemal na środku starego miasta. Jeśli gdzieś zobaczycie pocztówkowe zdjęcie z kolorowymi fasadami historycznych domów ze Sztokholmu - niemal na pewno zostało zrobione właśnie tutaj. Po północnej stronie placu stoi imponujący były budynek giełdy. Dziś mieści się tu Muzeum Nobla. Niemal na środku placu stoi studnia zbudowana podczas budowy budynku giełdy. Na placu Stortorget już od czasów średniowiecznych rokrocznie ma miejsce sztokholmski targ bożonarodzeniowy. Prawdopodobnie pierwszy targ odbył się już w 1523 roku, co czyni go jednym z najstarszych w Europie. Targ rozpoczyna się około 19 listopada i trwa aż do 23 grudnia. Stoiska czynne są codziennie od 11:00 do 18:00. Zakupimy tu lokalne przysmaki oraz produkty. Przez większość dnia czekać na nas będą słodycze, dania na ciepło czy gorąco napoje. Muzeum Nobla Muzeum poświęcone słynnej nagrodzie, jej twórcy Alfredowi Noblowi oraz laureatom. Znajdziemy tu informacje o każdym ze zwycięzców. Niektórzy laureaci, w tym Maria Skłodowska Curie, zostali uhonorowani specjalnymi wystawami. W muzeum odbywają się również wystawy tymczasowe. Placówka zdecydowanie nie każdemu przypadnie do gustu. Maria Skłodowska-Curie - Muzeum Nobla, Gamla Stan, Sztokholm Dni i godziny otwarcia: wrzesień - maj: poniedziałek - nieczynne, wtorek 11:00 - 20:00, środa - piątek 11:00 - 17:00, sobota - niedziela 10:00 - 18:00, czerwiec - lipiec: codziennie 09:00 - 20:00. Ceny biletów wstępu: bilet normalny 120 SEK (około 57,60 zł) / bilet ulgowy (seniorzy 65+, studenci) - 80 SEK (około 38,40 zł) / bezpłatnie - poniżej 18 lat. Katedra sztokholmska (Storkyrkan) Najstarszy kościół w mieście. Nazwa w wolnym tłumaczeniu oznacza po prostu Wielki Kościół. Pierwsze wzmianki o katedrze datowane są na 1279 rok. Jest to jeden z najlepszych przykładów szwedzkiego gotyku. Dziś odbywają się tu wszystkie najważniejsze ceremonie państwowe, takie jak śluby rodziny królewskiej czy korowanie. Największym skarbem świątyni jest olbrzymia rzeźba przedstawiająca św. Jerzego walczącego ze smokiem z 1489 roku. Jej autorem jest Bernt Notke z Lubeki. Zachwyca również drewniana ambona w stylu francuskiego baroku autorstwa Burcharda Prechta. Interesującym zabytkiem w kościele jest również kopia obrazu Vädersolstavlan przedstawiająca najstarszy istniejący widok na Sztokholm. Wejście do kościoła jest płatne. Święty Jerzy walczący ze smokiem - rzeźba w Katedrze - Kościele św. Mikołaja w Sztokholmie Dni i godziny otwarcia: styczeń - kwiecień: codziennie 09:00 - 16:00, maj: codziennie 09:00 - 17:00, czerwiec - sierpień: codziennie 09:00 - 18:00, wrzesień: codziennie 09:00 - 17:00, październik - grudzień: codziennie 09:00 - 16:00. Ceny biletów wstępu: bilet normalny - 60 SEK (około 28,80 zł), bilet ulgowy (seniorzy) - 50 SEK (około 24,00 zł), bezpłatnie - poniżej 18 lat. Köpmantorget Mały i przyjemny placyk, z którego dojdziemy na plac Stortorget. Największą atrakcja placu jest replika rzeźby św. Jerzego walczącego ze smokiem znajdującej się w katedrze. Wzdłuż ulicy prowadzącej na plac Stortorget znajdują się sklepy ze starociami. Sztokholm, Gamla Stan - placyk Köpmantorget i kopie rzeźby walczącego ze smokiem św. Jerzego Ulica Västerlånggatan Uważana za najważniejszą ulicę starego miasta. Ciągnie się wzdłuż przebiegu historycznych murów miejskich. Na całej długości znajdziemy tu dziś sklepy i knajpki. Ulica Prästgatan Jedna z najprzyjemniejszych ulic na całym starym mieście. Zachwycają historyczne fasady budynków. Ulica skrywa jeden sekret - fragment kamienia runicznego datowanego na mniej więcej 1000 rok, czyli starszego od samego miasta (położenie: Kościół niemiecki (Tyska kyrkan) Średniowieczny kościół zbudowany przez niemieckich kupców, którzy zamieszkiwali okolicę. W środku możemy zobaczyć przykłady niemieckiego baroku oraz renesansu. Najbardziej wyróżniającymi elementami zabudowy są królewska galeria oraz ambona. Do kościoła przynależy również kawałek parku. Wartą uwagi jest również Północna Brama prowadząca na teren kościoła. Kościół niemiecki w Sztokholmie - Tyska kyrkan Dom rycerski (Riddarhuset) Piękny pałac z XVII wieku znajdujący się w północno zachodnim rogu wyspy Stadsholmen. Budowla zachwyca piękną fasadą. W przeszłości budynek był siedzibą zgromadzenia szwedzkiej arystokracji. Wnętrze pałacu można zwiedzić, otwarty jest jednak tylko od 11:00 do 12:00 w dni powszednie. Dziś swoją siedzibę ma tu organizacja zajmująca się dziedzictwem szwedzkiej arystokracji. Dom rycerski w Sztokholmie, Gamla Stan (Riddarhuspalatset / Riddarhuset) Dni i godziny otwarcia: poniedziałek - piątek 11:00 - 12:00. Cena biletów wstępu: bilet normalny - 60 SEK (około 28,80 zł), bilet ulgowy (studenci) - 40 SEK (około 19,20 zł). Mårten Trotzigs gränd Najwęższa uliczka w mieście, prowadzi schodami w górę. Znajduje się trochę na uboczu. Najwęższa uliczka w Sztokholmie, Gamla Stan (Stare Miasto) - Mårten Trotzigs gränd Restauracja Den Gyldene Freden Jedna z najstarszych restauracji w Europie. Działalność rozpoczęła w 1722 roku. W środku znajdziemy wystrój pełen antyków. Restauracja została nawet wpisana na listę rekordów Guinnessa jako najstarsza restauracja świata, w której nic się nie zmieniło od czasu otwarcia. Żelazny chłopiec Najmniejsza rzeźba w Szwecji. Przedstawia chłopca siedzącego i wpatrującego się w niebo. Znajduje się tuż obok Kościoła Fińskiego. Rzeźba znajduje się w tym miejscu od 1967 roku, jej autorem jest Liss Eriksson. Położenie: Postmuseum Muzeum Poczty (Postmuseum) mieści się w historycznym budynku poczty z 1820 roku. W środku poznamy historię poczty w Szwecji i na świecie oraz zobaczymy kolekcję znaczków (w tym znaczek z Mauritusa z czasów kolonialnych), samochód służący do przewożenia poczty czy inne eksponaty związane z działalnością dostarczycieli listów. Dni i godziny otwarcia: od wtorku do niedzieli od 11:00 do 16:00. Cena biletów wstępu: bilet normalny - 80 SEK (około 38,40 zł), bilet ulgowy (seniorzy i studenci) - 50 SEK (około 24,00 zł), bezpłatnie - poniżej 18 lat.
Wspaniały zachód słońca, dzika plaża, albo porywający widok na górską dolinę, namiot i Wy. No to co, rozbijamy się? Ten wieczór będzie zapadnie w pamięć na długo. I w dodatku nocleg nic nie kosztuje. Nie wiadomo tylko, czy jest legalny. No właśnie, jest czy nie jest? Spis treści1 Nocowanie na dziko. Dlaczego warto?2 Gdzie można nocować na dziko w Europie?3 Albania4 Andora5 Anglia6 Austria7 Białoruś8 Belgia9 Bośnia i Hercegowina10 Bułgaria11 Chorwacja 12 Cypr13 Czarnogóra14 Czechy15 Dania16 Estonia17 Finlandia 18 Francja19 Grecja20 Hiszpania21 Holandia22 Islandia23 Irlandia i Irlandia Północna24 Kosowo25 Łotwa26 Litwa27 Luxemburg28 Lichtenstein29 Macedonia30 Malta31 Niemcy32 Mołdawia33 Norwegia34 Polska35 Portugalia36 Rumunia37 Rosja38 Serbia 39 Słowacja40 Słowenia41 Szkocja42 Szwajcaria43 Szwecja44 Turcja45 Ukraina46 Walia47 Węgry 48 Włochy Nocowanie na dziko. Dlaczego warto? Nocowanie na dziko to ważna część samodzielnego podróżowania. Rozbijanie namiotu w miejscach odosobnionych, z dala od innych daje to, co w podróżach wszyscy tak bardzo uwielbiają – poczucie swobody, spokój, intymność i bliskość przyrody. Czasem to właśnie ekscytujące miejsca, w których spaliśmy w namiocie przeradzają się w najlepsze podróżnicze wspomnienia. Nocleg w drodze na najwyższy szczyt Kosowa – Djeravicę To także jeden z lepszych sposobów na niskobudżetowe podróżowanie. Kto potrafi zamienić dostęp do łazienki, gniazdek elektrycznych, recepcję 24h i klimatyzację na brak poczucia bezpieczeństwa, sanitariatu i dołoży kilka kg do wagi plecaka, oprócz wspomnianych wyżej wrażeń zatrzyma także całkiem pokaźną ilość gotówki. Gdzie można nocować na dziko w Europie? Żeby ułatwić wybór kraju pod podróże z namiotem sprawdziłem obowiązujące przepisy i zwyczaje europejskich państw. W niektórych kategorycznie nie wolno się rozbijać, w innych nie wolno, ale są wyjątki, są wreszcie i te, w których w namiocie pod lasem można spędzić i całe wakacje. Przepisy o nocowaniu na dziko nie zmieniają się zbyt często, więc jest spora szansa, że to zestawienie posłuży Wam bardzo długo. Gdzie mogłem skorzystałem z przepisów prawnych i komentarzy oficjalnych stron turystycznych krajów. Jeśli nie udało mi się znaleźć takich informacji porównywałem opinie i dyskusje z różnych forów i portali. Oto zestawienie wszystkich europejskich krajów, z którego dowiecie się gdzie można nocować na dziko. Albania Tak. Albańczycy sami bardzo chętnie spędzają czas wolny na łonie natury i biwakują. Poza niektórymi obszarami chronionymi nie ma żadnych przeciwwskazań przed nocowaniem na dziko. Andora Nie. Nocowanie na dziko w Andorze jest nielegalne. Wolno to robić jedynie w okolicy schronisk, ale pod warunkiem, że w schroniskach nie ma już wolnych miejsc. Anglia Nie. Angielskie przepisy generalnie zabraniają biwakowania na dziko. Rozbijanie biwaków jest jedynie tolerowane i akceptowane w górach, powyżej linii zabudowań. Jeżeli natomiast chcecie rozbić się na czyjejś prywatnej ziemi musicie zapytać o pozwolenie. Austria Nie. Ogólnie, rozbijanie się na dziko jest w Austrii zabronione prawnie. Można w razie wyjątku spędzić na dziko jedną noc bez namiotu, ale pozostawanie w tym miejscu dłużej będzie już niezgodne z przepisami. Taki biwak można odbyć tylko poza terenem parków narodowych. Białoruś Tak. W Białorusi nocowanie na dziko jest legalne. Sprzyjają temu nie tylko prawo i ogromne, dzikie przestrzenie. Belgia Nie. Przepisy belgijskiego prawa nie pozwalają na nocowanie na dziko. Bośnia i Hercegowina Tak. W Bośni nie ma prawnych przeciwwskazań dotyczących biwakowania. Trzeba być jednak bardzo ostrożnym, gdyż wiele obszarów w Bośni wciąż pozostaje zaminowana. W wyborze miejsca do spania na dziko mogą zawsze pomóc miejscowi i w razie niepewności lepiej skorzystać z ich porad. Bułgaria Nie. Ale mimo że prawnie spanie na dziko jest zabronione w rzeczywistości wiele osób to robi i nikt nie próbuje zbytnio ingerować w ten stan rzeczy. Przez miejscowych, szczególnie w górach i nad morzem rozbijanie namiotu jest tolerowane i akceptowane. Chorwacja Nie. Chorwacja nie pozwala na rozbijanie się na dziko. A już na pewno nie próbujcie na wybrzeżu. Cypr Tak. Na Cyprze rozbijecie się na dziko spokojnie wszędzie tam, gdzie nie jest to wyraźnie zakazane. Czarnogóra Nie. Nie wolno tego robić, ale w wielu miejscach nikt nie powinien robić problemu turystom biwakującym na dziko. Mniej przyjemnie może skończyć się rozbicie namiotu na wybrzeżu. Czechy Nie. Przepisy podobne do austriackich. Dania Tak i nie. Nie jestem do końca przekonany jak to jednoznacznie określić. Może ocenicie sami. Dania ma takie zasady, jeżeli chodzi o nocowanie w publicznej przestrzeni jeżeli chcecie nocować na dziko w dowolnym miejscu, które nie jest czyjąś prywatną własnością nie może to być nocleg w namiocie, ani niczym “namiotopodobnym” w namocie można nocować w miejscach oznaczonych “Frie teltningsområder”. To specjalnie przestrzenie przygotowane przez komórkę Ministerstwa Środowiska i Żywności Danii. W Danii działa ponad 1000 niewielkich pól namiotowych, z których mogą korzystać turyści niezmotoryzowani. Są to przeważnie fragmenty pól rolników. Koszt noclegu za osobę wynosi do 30 koron duńskich. Mapę pól namiotowych w Danii znajdziecie tutaj. Niestety opis tylko w języku duńskim. Estonia Tak. W Estonii noclegi na dziko w namiocie są legalne. Dzikie noclegi są istotnym elementem estońskiej kultury, więc raz, że pozwala na to prawo, dwa nie powinniście mieć żadnych problemów ze strony miejscowych. Finlandia Tak. Jedynym warunkiem nocowania na dziko w Finlandii jest utrzymanie odpowiedniego dystansu od prywatnych działek i ludzkich osiedli. Finlandia ma również znakomitą sieć darmowych domków noclegowych, nad czym rozpływałem się w zeszłym roku. Nocleg pod wiatą | Finlandia Francja Nie. Prawo nie pozwala na spędzanie nocy na dziko. Grecja Nie. Prawo zabrania nocowania na dziko w Grecji. Ale czy jest to przestrzegane? Grecja jest jedną z największych niewiadomych na tej liście. Z jednej strony przeczytałem wiele opinii, że nocowanie na dziko jest akceptowane i tolerowane. Sam pamiętam nawet taką sytuację z Półwyspu Chalkidiki: rozłożyliśmy graty do spania na dziko, podszedł do nas policjant, ale nie zwrócił nawet uwagi. Z drugiej nie brakuje też komentarzy o karach, mandatach a nawet sprawach sądowych. Szczególnie odradza się nocowania w pobliżu popularnych plaż. Hiszpania Tak. Żeby nocować na dziko w Hiszpanii był legalny trzeba spełnić kilka warunków: nie więcej niż trzy namioty, bądź samochody w jednym miejscu nie więcej niż 10 kamperów w jednym miejscu nie dłużej niż trzy dni w tym samym miejscu przynajmniej 200 metrów od morza kilka kilometrów od najbliższego pola namiotowego kilka kilometrów od bazy wojskowej Zasady te nie obowiązują w regionach Andaluzja, Asturias, Aragon, Extramadura, Galicia, Navarra i Valencia, gdzie spanie na dziko jest zupełnie zabronione. W Cantabrii, Murcii i La Roja trzeba mieć specjalne pozwolenia na biwakowanie. Holandia Nie. Biwakowanie na własnych zasadach nie jest akceptowane, ale Holendrzy zaproponowali bardzo ciekawą alternatywę. Za 14,50 euro rocznie można korzystać z 150 pól namiotowych rozsianych po całym kraju. Czyż to nie jest znakomita oferta? Więcej na stronie Natuurkampeerterreiren. Mają też apkę. Islandia Tak. Islandia kusi do nocowania na dziko i jest to dozwolone w kilku przypadkach: na działce prywatnej lub państwowej w pobliżu dróg krajowych w miejscach niezamieszkałych na działce prywatnej lub państwowej w pobliżu dróg krajowych w miejscach zamieszkałych, jeśli nie ma w pobliżu pola namiotowego, lub campingu ani znaków zakazu z dala od dróg, na działkach prywatnych i państwowych, jeśli nie jest to wyraźnie zabronione (znaki) Dozwolone jest spędzenie jednej nocy w jednym miejscu. Nie wolno także spęczać nocy w camperach i przyczepach campingowych poza miejscami do tego wyznaczonymi. Weźcie też poprawkę na to, że Islandia przeżywa ogromne oblężenie turystyczne. Jeśli biwakujecie na dziko posprzątajcie po sobie na wulkaniczny błysk. Irlandia i Irlandia Północna Nie. Problem polega na tym, że większość wyspy to ziemia należąca do prywatnych właścicieli. Jeżeli uda Wam się znaleźć nie zajęty skrawek przestrzeni, możecie się rozbić, jest to przez mieszkańców tolerowane. Kosowo Tak. Bardzo miłe i przyjemne miejsce do podróżowania z namiotem na dziko. Należy zachować ostrożność względem terenów na których toczyły się działania wojenne. Wciąż mogą tkwić tam miny. Łotwa Tak. Legalne, akceptowane i tolerowane. Odpuście tylko parki narodowe i obszary chronione. Dla własnego komfortu możecie też nieco oddalić się od miejsc zamieszkanych. Litwa Tak. Podobna kultura nocowania na dziko jak w Estonii i Łotwie. Kraje nadbałtyckie trzymają się mocno razem w tym aspekcie. Luxemburg Nie. Brak miejsca 🙂 Lichtenstein Nie. Ale tego nie jestem w 100% pewny. Nie udało mi się do końca potwierdzić tej informacji. Jeśli nie wiadomo do końca, że wolno, wolę przyjąć, że nie wolno. Macedonia Nie. Prawnie nie, ale w praktyce przepisy nie są stosowane. Trek po macedońskich górach z namiotem za pazuchą to może być jedna z bajek, w której zechcielibyście się znaleźć. Malta Nie. Żeby spać na dziko na Malcie potrzebne są specjalne pozwolenia, o które można wystąpić do przedstawicieli lokalnych władz. Nie wiem czy jest sens się trudzić, bo na Malcie jest kilka przyjemnie położonych pól namiotowych a rozmiar wyspy nie nastręcza problemu w dotarciu do nich. Niemcy Nie. W Niemczech jest podobnie jak w Austrii i Czechach – jeden biwak bez namiotu na jedną noc w jednym miejscu. Nie daje to żadnego komfortu podróżowania na dziko z namiotem. Mołdawia Tak. Jedynym problemem może być znalezienie dobrze osłoniętych miejsc, gdyż poza miastami Mołdawia to głównie łąki i pola. Świetnym pomysłem na Mołdawię jest podróż rowerowa połączona z nocowaniem na dziko. Jak się zabrać za podróżowanie po Mołdawii pisałem ostatnio w poradniku Jak podróżować po Mołdawii? Norwegia Tak. W Norwegii istnieje kult spędzania czasu na łonie natury i idzie za tym pełne prawo obywateli i turystów do spędzania nocy na dziko. W górach i totalnej dziczy nie ma ograniczeń co do ilości noclegów. W miejscach zamieszkałych trzeba rozbić się przynajmniej 150 m od najbliższych zabudowań i można tak spędzić maksymalnie dwie noce. Polska Tak. EDIT: Od 21 listopada 2019 do 23 listopada 2020 można nocować na dziko na terenie Lasów Państwowych w wyznaczonych obszarach. Lasy Państwowe uruchamiają pilotażowy program, który ma ułatwić spędzanie czasu na łonie natury miłośnikom przyrody. Oto mapa miejsc, w których można legalnie biwakować na dziko: źródło: Lasy Państwowe W Polsce możecie też legalnie nocować na dziko na plażach nad jeziorami i rzekami oraz łąkach (dziękuję za komentarze). Dla wielu może to być zaskoczeniem, (bo przecież nie raz w spokoju nocowało się przecież gdzieś w lesie, czy nad jeziorkiem, prawda?), ale polskie przepisy nie zezwalają na spędzanie nocy w lasach, czy plażach. W Polsce można rozbić się w miejscach do tego wyznaczonych, ale wtedy chyba nie do końca jest to nocowanie na dziko. Portugalia Nie. Szczególnie w sezonie przestrzega się przez biwakowaniem na dziko. Ze względu na wysokie ryzyko wzniecenia pożaru Portugalia zachęca do korzystania z pól namiotowych. Bardzo restrykcyjnie Portugalia podchodzi do plaż. Niektóre są monitorowane. Rumunia Nie. Oficjalnie. W praktyce wiele osób podróżuje po Rumunii z namiotem. Lubią to też robić miejscowi, co nie znajduje zbyt wielu przeciwników. Przepis o zakazie biwakowania jest w Rumunii w zasadzie martwy. Rosja Tak. Jakże mogłoby być inaczej? Odradza się nocowanie blisko zabudowań. Serbia Tak. Wszędzie poza miejscami, w których jest to wyraźnie zabronione jak parki narodowe itp. Słowacja Tak. Wyjątki stanowią miejsca chronione poziomu 3 (parki narodowe i rezerwaty) oraz lasy. Obóz musi być rozbity przynajmniej 50 m od lasu. W tym wypadku las jest rozumiany jako pole oznaczone jako las na mapie. Nie wolno rozpalać ognisk. Słowenia Nie. Wg. przepisów nie wolno biwakować w Słowenii. Szczególnie odradza się spędzanie nocy na dziko w pobliżu najbardziej popularnych atrakcji turystycznych. W pozostałych częściach kraju sami Słoweńcy biwakują chętnie. Szkocja Tak. Przepisy pozwalają na spanie na dziko w Szkocji. Zasadą jest rozbijanie się z dala od dróg i ludzkich osiedli. Zasady: nie wolno pozostawiać śladów palenisk nie wolno rozbijać się w miejscach, w których jest już dużo ludzi śmieci zabieramy ze sobą Przyda Wam się także zapoznać z Scottish Outdoor Access Code, czyli kartą praw i obowiązków osób spędzających czas na łonie natury. Szwajcaria Nie. Szwajcarzy nie zdecydowali się zezwolić na nocowanie na dziko i grożą ca to bardzo wysokie kary. Akceptowane jest obozowanie powyżej poziomu lasu w górach, ale poza obszarami chronionymi. Szwecja Tak. W jednym miejscu można pozostać max. 2 dni. Szwedzi postanowili ułatwić turystom podejmowanie decyzji o rozpaleniu ognisk i wymyślili aplikację BRANDISK Ute, dzięki której można sprawdzić czy w danym miejscu jest to dozwolone. Turcja Tak. Jest legalne. Oficjalna strona turystyki w Turcji prosi jedynie o: zakopywanie kału z dala od źródeł wody niepozostawianie śladów palenisk/używanie palnika nie ścinanie i nie uszkadzanie drzew zabieranie ze sobą śmieci Ukraina Tak. Newralgicznymi miejscami są strefy przygraniczne, gdzie można spodziewać się kontroli. Walia Nie. Zasady takie same jak w Anglii. Węgry Tak. Z czymże trudno znaleźć tu przyjemne miejsce do noclegu na dziko, które nie jest rezerwatem natury, albo prywatną własnością. Włochy Nie. Nie. I jeszcze raz nie. Decydując się na spędzanie nocy na dziko pamiętajcie jeszcze, bez względu na kraj, o kilku uniwersalnych zasadach. Trzeba ich bezwzględnie przestrzegać: uważajcie na ogień. Jeżeli rozpalacie ognisko, gotujecie na palniku, kontrolujcie co się dzieje a po ukończeniu czynności zadbajcie by wszystko zostało wygaszone uważajcie na dzikie zwierzęta. Nie przeszkadzajmy im, nie karmimy, nie zwracajmy na siebie uwagi, nie wydzierajmy się. Traktujmy nocowanie na dziko jakbyśmy byli u kogoś w domu w parkach narodowych, rezerwatach można nocować na dziko tylko i wyłącznie w wyznaczonych do tego miejscach. Chyba, że jest napisane inaczej uważajcie na strefy militarne, przygraniczne i tereny zaminowane. jeżeli jesteście na czyjejś ziemi w pierwszej kolejności pytajcie właściciela o zgodę. Również nie życzycie sobie, żeby ktoś obcy rozbijał się na Waszej działce bez poinformowania. Jakie są Wasze doświadczenia z nocowaniem na dziko w europejskich krajach? Mieliście jakieś niezaplanowane spotkania z policją? A może zupełnie nieświadomie spędziliście kilkanaście noclegów pod namiotem, tam gdzie nie powinniście tego robić? Jestem ogromnie ciekaw jak wyglądało to u Was w praktyce. A jeżeli nigdy nie mieliście okazji nocować na dziko dajcie znać, od którego kraju najchętniej byście zaczęli.
Kategoria: Druga wojna światowa Data publikacji: 1 września 1939 roku w Sztokholmie na pniu sprzedawały się bilety na premierowe pokazy filmów – w Rigoletto wyświetlono amerykański film Furia w reżyserii Fritza Langa z Sylvią Sydney i Spencerem Tracym w rolach głównych, w Dramaten ruszył jesienny repertuar z premierowym pokazem spektaklu Złote gody. Niepokój wisiał jednak w powietrzu. Największy ruch panował w sklepach spożywczych, gdzie sztokholmczycy wykupywali zapasy żywności, a szczególnie kawy. Balkony wzdłuż promenady Norr Mälerstrand zamieniono w spiżarnie, więc wyraźniej niż zapach morza czuć było wtedy aromat ziaren. Szwecja a wybuch II wojny światowej W tym samym czasie szwedzki rząd obradował w Kanslihuset przy Mynttorget pod przewodnictwem Pera Albina Hanssona, który – jak podawał dziennik „Social-Demokraten” – „wyglądał spokojnie jak zwykle”. Obecny był też oczywiście minister obrony, Per Edvin Sköld. Tego popołudnia podjęto kluczowe dla kraju decyzje: Szwecja ma pozostać neutralna, w najbliższy piątek odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie rządu, należy podwyższyć gotowość bojową i wprowadzić reglamentację benzyny. Wielu porównywało ówczesną sytuację do tej z czasów pierwszej wojny światowej, kiedy Szwecja również pozostała poza konfliktem. Wspominano: oczywiście, życie bywało trudne – brakowało mleka, jajek, chleba, masła. Teraz też będzie ciężko, ale i tym razem przetrwamy. W podobnym tonie Per Albin Hansson przemawiał do narodu z głośników radiowych. Priorytetem było „utrzymanie kraju poza wojną, pielęgnowanie i ochrona niezbywalnych wartości narodowych”, czego można było dokonać jedynie we wspólnocie. Solidarność i odpowiedzialność – te dwa filary miały zapewnić Szwecji bezpieczeństwo. Od dziennikarzy i liderów opinii premier oczekiwał wyjątkowej odpowiedzialności i rozsądku w korzystaniu z przywileju wolności słowa. Zgodnie z decyzją rządu zmobilizowano dziesiątki tysięcy mężczyzn, którzy w każdej chwili mogli zostać wezwani do służby w mundurze Korony. Zobacz również:Najtragiczniejsza historia miłosna z AuschwitzBiała Śmierć. Zabijał pięciu Rosjan dziennie!Nawoływał do czystości rasowej i eliminacji podludzi. Przez niego ponad 60 tysięcy osób poddano przymusowej sterylizacji Imigranci? Solidarność wobec współobywateli oznaczała jeszcze bliższe zżycie z tym, co swoje i bezpieczne – i odseparowanie tego, co obce. Szczególnie dotyczyło to imigrantów. Do tej pory nie stanowili oni problemu, zdarzały się tylko pojedyncze przypadki zagubionych wędrowców. Dzięki skrupulatności szwedzkich urzędników wiemy, kiedy w Szwecji pojawił się pierwszy Żyd i pierwszy katolik od czasu reformacji – ponieważ musieli oni uzyskać specjalne pozwolenie na wjazd do kraju. Gdy w 1809 roku Finlandia odłączyła się od Szwecji, kraj stał się praktycznie monoetniczny i jednowyznaniowy. Jednak już wtedy pewne grupy nie były mile widziane. Dotyczyło to Cyganów, którym w 1914 roku zakazano imigracji do Szwecji. Prawo obowiązywało do 1954 roku, czyli jeszcze dziesięć lat po zakończeniu drugiej wojny światowej. Sama ustawa dotycząca obcokrajowców z 1927 roku powstała pod silnym wpływem teorii biologii ras – miała chronić pracowników przed zagraniczną konkurencją i pomóc zachować czystość szwedzkiego narodu. W dokumencie rządowym czytamy: To, że ludność naszego kraju jest wyjątkowo jednorodna, jest nieocenioną wartością. Dlatego należy kontrolować napływ przedstawicieli innych ludów, którzy nie powinni się mieszać z naszym narodem. Podzielał to zdanie dyplomata Folke Malmar, który w październiku 1938 roku ostrzegał przed niebezpieczeństwem wynikającym z nazbyt wielkodusznej polityki Szwecji: Po początkowym przyjaznym przyjęciu żydowskich przybyszów, podyktowanym współczuciem dla wygnańców z innego kraju i dumą z powodu zaofiarowanego schronienia, zaczęło wzrastać uczucie dyskomfortu, potem dojmująca niechęć i w końcu nastąpiło stadium czwarte: dramat oszczerstw, prześladowań, a nawet rozlew krwi, ucieczka prześladowanych do innych krajów, gdzie nigdy nie było tych problemów lub o nich zapomniano. Spalona synagoga w Monachium. Noc kryształowa Tego samego roku doszło do wydarzeń „nocy kryształowej” – masowych prześladowań niemieckich Żydów. Mimo to Szwecja nie zmieniła wymogów paszportowych, według których dokumenty osób pochodzenia żydowskiego miały być wyraźnie ostemplowane literą „J” – po to by łatwiej było je zidentyfikować. Socjaldemokraci proponowali złagodzenie prawa migracyjnego, ale spotkali się z oporem, szczególnie ze strony studentów i związków zawodowych. Wiosną 1939 roku studenci z uniwersytetów w Lund i Uppsali zażądali powstrzymania napływu Żydów do Szwecji. Do apelu przyłączyło się szwedzkie Stowarzyszenie Drobnych Przedsiębiorców. Dyskusja na uniwersytecie w Lund dotyczyła pytania, czy pozwolić dziesięciorgu niemieckim lekarzom żydowskiego pochodzenia osiedlić się w Szwecji. Studenci byli zdania, że obcokrajowcy będą odbierać im pracę. Nawet wybuch wojny nie zmienił tego nastawienia. Sytuacja ludności żydowskiej 1 września 1939 roku 16 Żydów wydalono z kraju, kiedy próbowali przekroczyć granicę estońsko-szwedzką. Wypatrzyła ich załoga estońskiego statku kontroli granicznej. Zostali zatrzymani i internowani na wyspie Utö. Uchodźców nie przyjęto do kraju, ponieważ przybysze, jak informował dziennik „Dagens Nyheter”, nie mieli prawa postawić nogi na szwedzkiej ziemi bez „zadowalających dokumentów i najlepiej by było, gdyby udali się na „następną plażę, gdzie są milej widziani”. Per Albin Hansson Ocena sytuacji była w świetle obowiązującego prawa właściwa, a uchodźców – 14 mężczyzn, kobietę i dziecko – wysłano z powrotem do Estonii, gdzie zostali aresztowani i skierowani do kolejnego transportu na Litwę. Prawdopodobnie niewiele osób czytających tego dnia gazetę zauważyło notatkę o wydaleniu paru żydowskich uchodźców, zajmując się sprawami naprawdę palącymi, które opisywała pisarka Astrid Lindgren w swoim dzienniku: „Kiedy udałam się do mojego handlarza kawy i chciałam kupić konkretne ćwierć kilo, natknęłam się na szyld na drzwiach: Zamknięte. Kawa wyczerpana”. W żadnym szwedzkim dzienniku nie pojawiły się informacje o sytuacji społeczności żydowskiej, które zachowały się we wspomnieniach Alfredy Laufer, pielęgniarki z Łodzi. Alfreda w 1945 roku otrzymała status uchodźcy w Szwecji i przebywała w sanatorium w miejscowości Spenshult, przerobionym czasowo na ośrodek dla przybyszów. Gdyby przyjechała do Szwecji przed wojną, w jej paszporcie widniałby dobrze widoczny stempel z literą „J” – jak „jude”. Wspomnienia Alfredy Przeżyłam w Łodzi i w łódzkim ghetcie straszliwy okres inwazji niemieckiej i w skróceniu chciałabym opisać moje i mych braci przeżycia. Niemcy zaraz po wkroczeniu do Łodzi postanowili wytępić [„wyodrębnić” – dopisano długopisem] Żydów spośród reszty ludności, wydano więc nakaz noszenia oznak żydowskich: z początku opasek żółtych szerokości 10 cm, później zmieniono to na łaty kształtu gwiazdy Dawidowej; również koloru żółtego, które naszyte były na każdym odzieniu na widocznym miejscu na piersiach i na plecach. Wszystkie mieszkania żydowskie znaczone również były gwiazdą Dawidową. Miało to swój cel: Żydów „łapano na robotę”. (…) „Złapać” miał prawo każdy Niemiec czy Niemka. (…) Nadeszła sroga zima, a z nią dekret opiewający skupienie wszystkich Żydów w północnej dzielnicy miasta, nieskanalizowanej, po większej części zabudowanej zapadłymi, drewnianymi domkami i nie wszędzie oświetlonej elektrycznością. Miasto musiało być do marca „judenrein” [czyli „oczyszczone z Żydów”]. Kto do tego czasu nie wyprowadził się sam do ghetta, został ewakuowany przymusowo przy akompaniamencie celnych strzałów. I tak rozpoczęła się ciężka walka o dach nad głową. Walka – 160 tysięcy osób mieszkać miało tam, gdzie miejsca było z górą na 40 tysięcy. Na osobę przeznaczone było 1,5 metra kwadratowego, a więc w małych, zapadniętych izdebkach lokowało się po 10 osób. (…) Tablica z informacją o utworzeniu getta i zakazie wstępu na jego obszar osobom postronnym. Podobne tablice były gęsto rozstawione wzdłuż całego ogrodzenia getta. Stanęli mieszkańcy ghetta przed smutną rzeczywistością. Choroby szerzyły się w zastraszającym wprost tempie. Tyfus i dur brzuszny i plamisty dziesiątkowały ludność, nie było warunków na najmniejsze przestrzeganie higieny. Skąpo było z wodą, mydło trudne było do zdobycia, opał w minimalnej ilości: 1 kg drzewa i 7 kg brykietów miesięcznie. Nie wiadomo, czy zużyć go w celu zagotowania wody [do] strawy, czy też przygrzać sobie trochę wody do mycia, żeby wszy, ta obrzydliwa i roznosząca się plaga, nie były tak dokuczliwe. (…) Wysiedlenia były (…) osobnym rozdziałem życia ghetta i bodajże najtragiczniejszym. Mimo że miejsca wysiedleń przez cały czas były dla nas wielką niewiadomą, niemniej jednak wisiały nad ghettem jak miecz Damoklesa. Nie mieliśmy żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, za czytanie gazet czy słuchanie radia groziła kara śmierci; zdarzyło się nawet kilka wypadków wieszania za to na oczach ludności i rodziny winnego. Nie wiedzieliśmy nic o istnieniu Auschwitzu czy innych obozów zniszczenia. Może wiedziały o tym jednostki, które ryzykowały, nastawiając życie, ale ogół nie znał prawdy. Jednakże faktem było, że „stamtąd” nie ma wiadomości, a co najboleśniejsze – rozdzierano bezwzględnie rodziny. Odbierano dzieci od matek, mężów od żon, kobiety od mężów i dzieci. (…) Było to 1 września 1942 roku – trzecia rocznica wojny. Pracowałam jako pielęgniarka w szpitalu przy ul. Łagiewnickiej. Leżało tam podówczas wraz z dziećmi 430–440 chorych; oprócz tego był szpital dziecięcy – około 200 łóżek – gruźliczy i chorób umysłowych: 200–300, chorób zakaźnych 200, prewentorium około 100. Godzina 5 rano, przed wszystkie szpitale zajeżdżają auta, duże, ciężarowe, szczelnie nakryte plandekami. Obsługa aut to Rollkommando, komando zniszczenia. Ubrani w impregnowane kombinezony, gumowe rękawiczki i maski na twarzy. Zadaniem ich jest uważać, aby bezwzględnie wszyscy chorzy załadowani zostali na auta. W razie nieposłuszeństwa groziła śmierć. Ładować na auta musiał personel szpitala. Nie jestem w stanie opisać paniki, jaka zapanowała wśród chorych, kiedy dowiedzieli się, o co chodzi. Spośród wszystkich przeżyć, nawet natury osobistej, wspomnienie rozpaczy chorych największe robi na mnie wrażenie. Któż zdoła opisać wzrok błagający o życie, rozdygotane ręce, zbierające swe rzeczy. Przekonałam się wówczas, jakże silny może być zew do życia. (…) W oczach ich widać było trwogę, umęczone chorobą ciała goniły resztkami sił. W szpitalu dziecięcym wyrzucano dzieci przez okna i te w popłochu uciekały do swoich domów. Z prewentorium wypuszczono dzieci tylnym wyjściem, oprawcy zastali pusty budynek. (…) Szwedzka prasa Wydarzenia, których świadkiem była łódzka pielęgniarka Alfreda Laufer, umknęły uwadze szwedzkiej opinii publicznej. Po krótkim niepokoju Szwedzi powoli wracali do codziennych zajęć. Od samego początku wojny zajęcia w szkole odbywały się jak zwykle. Dzieci z nową energią po wakacjach uczyły się szwedzkiej geografii, wkuwały tabliczkę mnożenia, trenowały robótki ręczne i gimnastykę. Wojna była zabawą: pod numerem 119 na ulicy Birgerjarlsgatan kilkoro maluchów „bombardowało” ulicę z czwartego piętra za pomocą zrzucanych z balkonu siatek napełnionych wodą – na szczęście obyło się bez ofiar. Dorośli wykazywali nieco większe zainteresowanie – na liście książkowych bestsellerów czołowe miejsca zajmowały „wojenne” pozycje: Krok za krokiem Winstona Churchilla, 10 milionów dzieci Eriki Mann (powieść będąca krytycznym opisem nazistowskich metod wychowawczych), a na końcu podium: Czy Niemcy mogą wygrać? Ivana Lajosa, który wątpił w twierdzącą odpowiedź na zadane w tytule książki pytanie. Jedną z najpopularniejszych książek w Szwecji była „Krok za krokiem” Winstona Churchilla We wrześniu Większość szwedzkich gazet wcale nie rozpisywała się na temat prześladowań Żydów – pojawiały się tylko krótkie notatki. Niektóre napisane w optymistycznym (lub ironicznym) tonie, jak na przykład ta opublikowana w „Svenska Dagbladet” 17 stycznia 1940 pod tytułem Niemcy w Warszawie chronieni przed tyfusem: Frontowe wagony tramwajów w Warszawie zostaną zarezerwowane dla Niemców – żołnierzy i cywilów – podczas gdy miejsca siedzące dla Polaków i Żydów będą osobno wydzielone. Zarządzenie motywowane jest strachem przed tyfusem i gorączką plamistą, które panują w Warszawie, oraz faktem, że choroby te przenoszone są przez wszy znajdujące się na ubraniach. Z tego powodu jeżdżenie tramwajem tym samym wagonem co Polacy i Żydzi stanowi zagrożenie zdrowia dla Niemców. Gazeta dodała, że choć warszawskie tramwaje posiadają niewielką liczbę wagonów, „nie powinno to stanowić dużego utrudnienia dla Niemców, którzy będą musieli stać w trakcie podróży”. Inne podawały suche fakty, jak w kilkuzdaniowej notce opublikowanej 3 listopada 1941 roku w „Dagens Nyheter” pod rzeczowym tytułem Kara śmierci dla Żyda opuszczającego getto: Generalny Gubernator Krakowa Frank wydał rozporządzenie, zgodnie z którym zabrania się Żydom opuszczania utworzonego getta bez pozwolenia, pod groźbą kary śmierci. Ta sama kara spotka osoby, które świadomie będą próbować ukrywać takich »uchodźców«. Procesy będą odbywać się w ramach specjalnych sądów. Kontrola nad opinią publiczną Równie ważna była kontrola nad opinią publiczną i wzmacnianie poczucia lojalności wobec kraju. Redakcje dostawały „szare karteczki” z listą tematów, które można było opisywać, i tych, o których należało milczeć. Dziennikarze mieli między innymi unikać „sarkazmu, krzywdzących sformułowań i insynuacji”. Wiosną 1940 roku dziesiątki publikacji zostało skonfiskowanych. Zwykle powodem była krytyka Hitlera. Tydzień po tym, kiedy w Szwecji przyjęto możliwość cenzury prasy, minister sprawiedliwości Karl Gustaf Westman podkreślał w przemówieniu w pierwszej izbie parlamentu, że obywatele nie mogą traktować wojny jak „klubu dyskusyjnego”. Zgadzał się z nim Günther, który twierdził, że szwedzka prasa powinna się wstrzymać z krytyką „procesu zmian”, które zachodzą w Europie. W końcu również Per Albin Hansson, mimo wszelkich wątpliwości związanych z istnieniem cenzury w demokratycznym społeczeństwie, zgadzał się ze swoimi ministrami w tym, że lepiej trzymać społeczeństwo z daleka od „tak skomplikowanych tematów”. A sprawy były wyjątkowo skomplikowane. Na początku wojny część szwedzkiej armii podziwiała sukcesy Niemców – ich efektywność, kompetencje i odwagę, z jaką armia zajęła cały kontynent w przeciągu zaledwie kilku miesięcy. Oficerowie przyjęli więc zaproszenie niemieckiej armii na wizytę w Berlinie, w trakcie której strona niemiecka mogła pochwalić się strategicznymi sukcesami. Kiedy Niemcy tłumaczyli Szwedom efektywność Blitzkriegu, przedstawiciele szwedzkiej armii zdecydowali się założyć bardziej dyskretne czapki polowe, żeby nie rzucać się zbytnio w oczy. Im krócej nad Szwecją świeciło słońce, tym strach przed wojną był większy – szczególnie gdy sąsiednia Finlandia walczyła z sowiecką ofensywą zimą 1939 roku, a Niemcy 9 kwietnia 1940 roku zaatakowali Norwegię. Zmiana frontu? W czerwcu 1940 roku wojska norweskie poddały się, a król Håkon VII i następca tronu Olof wraz z przedstawicielami rządu szukali schronienia w Londynie. W tym samym czasie Szwecja zezwoliła niemieckiej armii na przejazdy przez swoje terytorium – pociągi transportujące niemieckich oficerów jeździły głównie nocą, by nie wzbudzać niepokoju wśród ludności. Dopiero w wyniku przerwania pasma niemieckich sukcesów na przełomie 1942 i 1943 roku rząd Szwecji powoli zmienił kurs w kierunku prozachodnim. Artykuł stanowi fragment książki Kraj nie dla wszystkich. O szwedzkim nacjonalizmie, która właśnie ukazała się na rynku pod patronatem Ciekawostek Historycznych Jesienią 1944 roku Szwecja zerwała stosunki handlowe z Niemcami. Jednocześnie konieczna stała się poprawa lodowatych stosunków z sąsiadami. Per Albin Hansson był zaangażowany w szkolenie norweskich i duńskich sił policyjnych na terenie Szwecji. To on otrzymał bezpośrednią propozycję przyjścia z pomocą krajom skandynawskim. Jego duński odpowiednik, pełniący funkcję premiera Wilhelm Buhl, w listopadzie 1943 roku poinformował Hanssona, że jeśli będzie to absolutnie konieczne, Dania poprosi o udzielenie pomocy militarnej, a w marcu 1945 wspominał o możliwości wystąpienia z petycją o szwedzką pomoc wojskową, by pomóc utrzymać po- rządek w Danii. Priorytetem było zachowanie równowagi w najbliższym otoczeniu. „Dlaczego nic nie zrobiono?” – zastanawiała się w tym samym czasie Anna Jachnina, urzędniczka Opieki Społecznej z Warszawy, która przyjechała do Szwecji jako uchodźczyni i przebywała w azylu w Vrigstad. Artykuł stanowi fragment książki Kraj nie dla wszystkich. O szwedzkim nacjonalizmie, która właśnie ukazała się na rynku pod patronatem Ciekawostek Historycznych nakładem Wydawnictwa Poznańskiego Zobacz również
Strona głównaza darmo w sztokholmieMuzeum koników i inne ciekawostki na Gamla Stan Nie, to nie będzie kolejny post z serii spacer uliczkami Gamla Stan, choć akurat takich zdjęć mam na dysku setki. Nie przeczytacie tu też o zamku królewskim, katedrze czy Muzeum Nobla, bo o dwóch pierwszych już na blogu pisałam, a ostatnie wybitnie mi do gustu nie przypadło. Dziś będzie za to o kilku bardziej lub mniej znanych punktach na mapie sztokholmskiej starówki, o które – moim skromnym zdaniem – warto zahaczyć podczas zwiedzania szwedzkiej stolicy. A zatem, zaczynajmy ;). ŻELAZNY CHŁOPIEC Chyba każde większe miasto ma taką swoją atrakcję turystyczną, którą nazywa się sekretną czy nieznaną, bo może w przewodnikach rzadziej o niej piszą, ale i tak przyciąga turystów. W Sztokholmie taką ciekawostką jest zdecydowanie posążek żelaznego chłopca (järnpojke), znajdujący się na placu za kościołem fińskim od 1967 roku. Autorem figurki jest Liss Eriksson. Co najbardziej przyciąga w figurce, to jej rozmiar – żelazny chłopiec liczy sobie zaledwie 15 cm, co czyni go najmniejszych pomnikiem w Sztokholmie. Dodatkową atrakcją są także jego ubrania – co rusz ktoś zakłada mu jakiś szalik i czapeczkę, więc zaglądając za kościół fiński, nigdy nie wiemy, w jakim stroju chłopiec nas przywita. Jak widać na poniższym zdjęciu, w zimie doczekał się nawet pelerynki… i znicza na rozgrzewkę ;). KAMIEŃ RUNICZNY Kamienie runiczne uwielbiam i zjeździłam całkiem ładny kawałek wokół Sztokholmu, by tylko zobaczyć coś nowego. O ile, oczywiście, przymiotnik nowy może w jakimkolwiek stopniu opisywać takie zabytki ;). Taką wycieczkę po okolicy bardzo polecam, ale jeśli czasu nie starczy, a i tak chcecie zobaczyć jakiś kamień runiczny – wystarczy rozejrzeć się po Gamla Stan. Bo taką ciekawostkę znajdziemy w budynku na rogu Prästgatan i Kåkbrinken. Jakim cudem kamień znalazł się w fundamentach budynku, dokładnie nie wiadomo - zapewne trafił na plac budowy wśród innych kamieni i po prostu go wykorzystano, nic się przecież nie może zmarnować… Według szacunków archeologów, kamień pochodzi z końca XI wieku, czyli jest starszy od samego Sztokholmu ;). PUB AIFUR [ Źródło: Google Maps ] Jest to doświadczenie, które może dać po kieszeni, ale zapewniam – warto się wykosztować. Aifur to coś pomiędzy pubem a restauracją, albo raczej: część przypomina pub, gdzie można na stojąco lub siedząco (jak znajdziecie miejsce ;) ) sączyć miód pitny, a część to klimatyczna restauracja w średniowiecznym stylu. Wyobraźcie sobie sytuację, że tuż przed wejściem na salę przebrany za Wikinga kelner dmie w róg, by móc w ciszy, która właśnie zapadła, obwieścić nadejście nowych gości. Po czym przedstawia Was wszystkim już ucztującym, a następnie prowadzi na Wasze miejsca. Po chwili kelnerka w średniowiecznej sukni przynosi napoje w glinianych kuflach, zespół na żywo gra tradycyjne utwory sprzed lat, a wszędzie wokół wiszą tarcze… wystrój pubu też jest w końcu mocno średniowieczny. Mimo cen odpowiednich do lokalizacji (za danie zapłacimy ok. 200-300 koron, a za szklankę piwa ok. 100 koron), miejsce przyciąga tłumy. Rezerwację można zrobić tylko dla większej grupy, więc zaglądając tam we trójkę bez rezerwacji, odstaliśmy w kolejce pewnie ze 2-3 godziny, zanim znalazło się dla nas miejsce… Ale i tak było warto ;) MÅRTEN TROTZIGS GRÄND Niewielka uliczka wiodąca z Västerlånggatan do Prästgatan jest powszechnie znana jako najwęższa uliczka w Sztokholmie. W najwęższym miejscu alejka Mårtena Trotziga – bogatego mieszczanina niemieckiego pochodzenia, mieszkającego w Sztokholmie na przełomie XVI i XVII wieku – liczy sobie zaledwie 90 centymetrów. Ściany są ozdobione licznymi graffiti, a zrobienie sobie tam zdjęcia bez innych turystów wymaga ogromnej cierpliwości… albo przyjścia tam wcześnie rano ;). MUZEUM DREWNIANYCH KONIKÓW Położone tuż przy rynku, na lewo od Muzeum Nobla, nie przyciąga zbyt wielu turystów. Większość mija Muzeum drewnianych koników bez zaszczycenia go nawet spojrzeniem, traktując je jako kolejny sklep z pamiątkami. A przecież wszyscy wiedzą, że na Gamla Stan pamiątki są najdroższe, więc lepiej rozejrzeć się za sklepami nieco dalej od rynku… A to błąd, bo choć w budynku mieści się też sklepik, to jednak właśnie to niewielkie muzeum z darmowym wstępem jest zdecydowanie warte wizyty. Choć muzeum nie jest duże, to jednak posiada kilka ciekawych obiektów – oczywiście, zakładając, że lubicie koniki z Dalarny ;). Sporo z nich jest wystawionych na sprzedaż, choć zakupy w tym miejscu mogą nieźle dać po kieszeni - za większego konika zapłacimy nawet koron ( zł). Mi najbardziej przypadły do gustu maleńkie koniki – do niektórych dostawiano nawet lupy, bo inaczej nie dałoby się im dokładnie przyjrzeć! Jak już wspomniałam, wstęp do Muzeum drewnianych koników jest darmowy. Od maja do grudnia muzeum jest otwarte codziennie, w marcu i kwietniu tylko od wtorku do soboty, zaś w styczniu i lutym – jeśli naszłaby nas ochota na zajrzenie do środka, musielibyśmy umówić się na indywidualne zwiedzanie. Naturalnie na Gamla Stan znajdziecie dużo więcej pięknych i ciekawych miejsc, do których zdecydowanie warto zajrzeć. A najlepiej po prostu schować mapę i przewodnik do plecaka i po prostu pozwolić sobie pobłądzić po tych małych, klimatycznych uliczkach… Bo Gamla Stan jest piękne o każdej porze roku :)
kawałek grecji w szwecji